Info
Czy to ważne, jak wielu masz kochanków, jeśli żaden nie jest całym światem
Instalacja multimedialna
Światowe Dni Muzyki / World Music Days Wrocław 2014
Projekt Bjørna Erika Haugena, artysty który gościł już we Wrocławiu podczas Biennale WRO 2013 Pioneering Values, stanowi transkrypcję wykładu francuskiego psychoanalityka Jacquesa Lacana na cyfrowy fortepian Yamaha Disklavier. Reakcja publiczności oddana jest poprzez wzmacniacz gitarowy, a sam wykład i towarzyszące mu zajście ukazuje projekcja wideo.
Odczyt Lacana na temat sposobu, w jaki język kształtuje nasze postrzeganie świata, został przerwany przez studenta, zwolennika sytuacjonizmu spod znaku Guya Deborda. Kartki z tekstem referatu zostały polane wodą i posypane mąką, przez co stały się nieczytelne. Lacan podjął dyskusję ze studentem, który jednak zaatakował filozofa, zniszczył mu krawat i został usunięty z sali. Wtedy Lacan zmienia kierunek rozważań i zaczyna dzielić się z pozostałą na sali publicznością przemyśleniami dotyczącymi ludzi, społeczeństwa, rewolucji i miłości.
Ważnym kontekstem jest data wydarzenia: rok 1971, gdy studenckie protesty we Francji były powszechnym zjawiskiem, a słowo „rewolucja” odmieniane przez wszystkie przypadki.
Wybór fortepianu do instalacji jest tak krytyką, jak hołdem złożonym Lacanowi i jemu podobnym postmodernistycznym myślicielom, których teorie zrewolucjonizowały i przekształciły sposób, w jaki doświadczamy nasz świat.
Tytuł pracy jest jednocześnie znanym cytatem z Lacana. W tym kontekście „lovers” odnoszą się do dwóch ścierających się w wykładzie „ideologii”: sytuacjonistycznej i psychoanalitycznej.
O wystawie
TRANSKRYPCJA WYKŁADU JACQUESA LACANA
Jacques Lacan: Wiemy, że język nie daje nam możliwości, nie pozwala nam formułować niczego innego, jak rzeczy, które mają trzy, pięć, 25 znaczeń. Podmiot przypuszcza, że wie…
Student: Och, masz zamiar się ze mną tarmosić? Ja tylko wyraziłem swoje zdanie, jak ten dżentelmen. Czy Pani rozumie?
– Tak, rozumiem.
– Chciałbym tylko dodać, że wybrałem ten właśnie moment, by wkroczyć, bo, cóż, ten złożony charakter pojęcia ciała, które już 50 lat temu nazywane było „kulturą” – to znaczy, kiedy ludzie we fragmentaryczny sposób wyrażali to, co czują, teraz, w dzisiejszych czasach jest kłamstwem i może być ledwie nazywane „przedstawieniem”, tłem dla relacji łączących wszystkie wyobcowane działania jednostki. Gdyby wszyscy ludzie tutaj zebrani mieli naraz zebrać siły i nieskrępowanie, autentycznie przemówić, byłbym na zupełnie innej pozycji, o odmiennej perspektywie. Tego – oczywiście – nie można oczekiwać od studentów, którzy – z definicji – pewnego dnia zostaną zarządzającymi naszym systemem, z własnymi uzasadnieniami, i którzy są również publicznością, którzy winni na sumieniu będą zbierać pozostałości po awangardzie i rozkładającym się „przedstawieniu”. Dlatego wybrałem ten właśnie moment, by rozerwać się, by być jak Ci goście, którzy wyrażają się prawdziwie. Nie zrobiłem tego, by Pana zdenerwować, ale specjalnie wybrałem ten właśnie moment…
– Czy mogę kontynuować?
– „Kontynuować”? Co ma Pan myśli? Chcę, żeby Pan odpowiedział.
– Mam zamiar odpowiedzieć. Stój spokojnie. Tak, stój tam, gdzie stałeś. Mogę mieć odpowiedź. Czemu nie?
– Mogę usiąść?
– W porządku. Dobry pomysł. Tak więc… Zastanówmy się, co możemy zrobić. Wyrażając, zachowując się w ten sposób, przed tą publicznością, wysłuchując – to więcej niż pewne – tych rewolucyjnych stwierdzeń… Czym to właściwie jest?… Co chciałeś przez to powiedzieć?
– Takie pytanie zadają rodzice, księża, ideolodzy, urzędnicy i strażnicy publiczni osobom, które zachowują się tak samo jak ja. Moją odpowiedzią jest: „Chcę zrobić tylko jedną rzecz – rewolucję”. To oczywiste, że na tym etapie, który osiągnęliśmy, w danym momencie – jednym z naszych głównych celów będą właśnie te momenty – kiedy ludzie tacy jak Pan przynoszą ludziom tacy jak my usprawiedliwienie dla swoich marnych żyć…
– Tak właśnie robisz.
– Wcale nie.
[głosy z sali]: Obrzydliwe! Wstyd!
– Pozwólmy sobie mieć nadzieję, że wkrótce nadejdzie nowa organizacja. To nie jest niemożliwe. Nie jest niemożliwe widzieć jak rodzi się w formie reżimu, który nazywa się podług największej aspiracji, to znaczy całości. Tak jak to Pan przed chwilą powiedział, wszyscy powinniśmy być jego częścią, powinniśmy zewrzeć razem szeregi, by osiągnąć… Hmm, co takiego właściwie? Czym jest organizacja, jeśli nie nowym porządkiem? Nowy porządek jest powrotem do czegoś, co – jeśli pamiętacie przesłanki, od których zaczynałem – jest porządkiem dyskursu mistrza, po prostu. Jedno słowo, które nie zostało wspomniane, a jest określeniem, które organizacja implikuje. Całkiem do pomyślenia, że – w tym znaczeniu – nastąpi znaczny postęp, jeśli w ogóle możemy nazwać to postępem. Chodzi mi o to, że to, co odkrywamy, nieustannie przybliżając się do wydarzeń, do pewnej określonej liczby przedmiotów, jest czymś bezcennym – jest to czymś, do czego Pan się odwoływał jako „woli”, subiektywnej „woli”. Ta subiektywna wola, myśląc w zupełnie ostatecznym sensie, może się manifestować tylko przez własny podział, jako że jest bez wątpienia pomyślana, by nam coś zasugerować. Nie jest to dla nas, jakkolwiek, obietnica osiągnięcia całkowitej harmonii. Usłyszeliście zawołanie, nieobce mi. To było bardzo poruszające, mimo że wprawiło mnie w zakłopotanie, jeśli chodzi o mój krawat… To miłość! Miłość głosząca kazanie. Gdybyśmy wszyscy tacy byli, wszyscy razem, kochali się wzajemnie, to zwiastowałoby nadejście Nowego Jeruzalem. Widzieliśmy to już nie raz w historii, ale nigdy w takim momencie. Dzieje się tak, ponieważ rzecz manifestuje się, nie mieszcząc się ściśle w porządku dyskursu, bo dyskurs się rozszerza, rodząc niezliczoną ilość małych dyskursów, co sprawia, że tak jak wy wszyscy, ja też czuję się szalenie niekomfortowo. Istnieje dyskurs naukowy, którego obecność zagraża nam ideą, że rzeczy będą się same rozwiązywać z punktu widzenia mechaniki, balistyki, ekwilibrium, prądów, a im więcej rozumiemy, tym lepiej. Wkrótce będziemy jak produkty, szczególny rodzaj jednostki, podobny wszystkiemu i wszystkim. Ale doświadczenie pokazuje nam, że rzeczy wcale takie nie są. Tym, co pokazuje nam doświadczenie jest to, że język jest jeden, ten, z którym dorastaliście, który otrzymaliście od świata, od rodziny. Jest to czymś, co nie mogło wam zostać przekazane bez całej rezonującej, bezładnej rzeczywistości, która została uformowana przez pragnienia waszych rodziców. W wychowaniu jednostki widoczny jest wpływ matki, matczynego języka, tego fundamentalnego czegoś, w którym miłość zmierza w stronę tego dźwięcznego zawołania, tej spójni, jedności z… czym?… Z czymś, co jest ewidentnie bardzo odstręczające. To, co jest naprawdę niesamowite, to to, że myśli, że ruszając z posad ziemię, że to wyobcowanie, o którym wam właśnie opowiedział, jest rodzajem, wezwaniem… do czego? O więcej czego? Więcej prawdy? Jego słowa były identyczne z prawdą, w którą wierzył w tamtym momencie, a on sam stał się narzędziem, posłańcem, aniołem, który przybył, by was uratować… Od czego? Snu, w ostatecznym rozrachunku…
O artyście
Bjørn Erik Haugen (1978) – norweski artysta wizualny. Absolwent Narodowej Akademii Sztuk w Oslo (2007). Realizuje prace głównie z zakresu dźwięku, kompozycji i instalacji wideo. Jako konceptualista, odrzuca prymat medium jako środka ekspresji nad ideę. Jego prace były pokazywane w Norwegii, Szwecji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, USA, a także podczas Transmediale w Berlinie i Biennale WRO Pioneering Values w 2013 roku.
Komponował na zamówienie takich zespołów, jak Oslo Sinfonietta, Duo Hevans, Nordic Voices, a także solistek: Jane Chapman i Miry Benjamin. W 2012 roku otrzymał wyróżnienie na Prix Ars Electronica w sekcji muzyka cyfrowa i sztuka dźwięku. Mieszka i pracuje w Oslo.